Jak w amoku przeszła przez kolejne korytarze i w końcu, kiedy
znalazła się na zewnątrz odetchnęła, mocno zaciągając się wieczornym powietrzem, jak tonący, który z
determinacją usiłuje utrzymać się przy życiu. Czuła się naprawdę fatalnie, a
ból w sercu był nie do zniesienia. Zdawała sobie sprawę z tego, że jakąkolwiek
podejmie decyzję będzie ciężko, ale nie miała pojęcia, że to będzie aż tak dla
niej trudne, tym bardziej, że rozum zdawał się wcale nie iść w parze z sercem i
tym, co czuła.
Przeczesała
włosy palcami obu dłoni i wsparła się plecami o ścianę budynku, stając w
miejscu najbardziej oddalonym od wejścia do szkoły. Zrobiła kilka głębokich
wdechów, a potem odepchnęła się od muru i podeszła do metalowej barierki przy
wjeździe dla niepełnosprawnych. Wsparła na niej przedramiona i splotła dłonie w
koszyczek, tępo wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, jakby tam miały być
zapisane rozwiązania wszystkich jej problemów, albo jakaś magiczna recepta na
wszystko, co się działo w jej życiu. Niestety, nie było żadnej wskazówki, tylko
miliony maleńkich świecących punkcików, tak odległych i nieosiągalnych, że
patrzenie w nie tylko potęgowało jej smutek.
Przygryzła
policzek od wewnątrz i potarła palcami czoło, próbując powstrzymać cisnące się
do oczu łzy. Kiedy do jej uszu dobiegł odgłos ciężkich kroków, odwróciła głowę
i spojrzała prosto w cudownie zielone oczy Christiana, które okazały się być
jej zgubą, choć uparcie się przed tym broniła. Wpatrywał się w nią uważnie,
powoli podchodząc bliżej, a Lia nie mogąc znieść jego przenikliwego wzroku,
ukryła twarz za kaskadą blond włosów.
–
Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie schrypniętym głosem, również opierając
przedramiona o balustradę.
Lia
wzruszyła ramionami i zagryzła dolną wargę, odruchowo sięgając do zawieszonego
na szyi bursztynowego serduszka.
Dostałam
propozycję pracy od profesora Sage’a – powiedziała łamiącym się głosem, a kiedy
Christian uparcie milczał, czekając na ciąg dalszy jej wypowiedzi, przełknęła
gulę, która
stanęła jej w gardle i spojrzała przed siebie. – Jutro wyjeżdżam do Mediolanu –
dodała tak cicho, że sama ledwie siebie słyszała, a gdy i tym razem nie
doczekała się odpowiedzi, spojrzała na Christiana przez ramię, natychmiast tonąc
w zielonej głębinie jego błyszczących, a jednocześnie tak bardzo przygaszonych
tęczówek, że patrząc w nie poczuła jakby ktoś z każdą mijającą sekundą wbijał
jej w serce kolejny sztylet, zostawiając w nim dziurę nie do połatania.
–
Na jak długo? – zapytał, przymykając powieki i przecierając oczy palcami.
–
Na razie pół roku, a później sama jeszcze nie wiem – przyznała, szybko
odwracając wzrok, bo nie była w stanie znieść jego spojrzenia, które znów
wyraźnie wyczuwała na sobie.
–
To wielka szansa, którą powinnaś wykorzystać. Mam nadzieję, że będziesz
szczęśliwa, bo naprawdę na to zasługujesz, Lia – odezwał się zdławionym głosem,
wbijając wzrok w swoje splecione dłonie i za wszelką cenę starając się panować
nad sobą, by nie wziąć jej w ramiona i wszelkimi sposobami nie przekonywać,
by z nich nie rezygnowała, dała im szansę i być może wyjechała razem z nim,
zostawiając za sobą Valle de Sombras i wszystko złe co się z nim wiązało.
Pragnął, by mogli zacząć od nowa, razem, ale nie był egoistą. Nie mógł jej o to
prosić, ani wymagać od niej, by dla niego porzuciła swoje marzenia i wielką
szansę, gdy świat stał przed nią otworem.
– A
ty, Christian? Nie zostaniesz tu, prawda? – spytała po długiej chwili
milczenia, na co Suarez pokręcił przecząco głową i unikając patrzenia na nią,
wlepił wzrok przed siebie.
– W
tej chwili nic mnie tu nie trzyma. Wracam do San Antonio, a Laura chce pojechać
ze mną – wyjaśnił, a kąciki jego ust uniosły się lekko w smutnym uśmiechu.
–
Macie trochę do nadrobienia – odparła Lia, uśmiechając się delikatnie, gdy ich
spojrzenia na moment się splotły. – Cieszę się, że odbudowaliście swoje relacje
nawet, jeśli ta nić jest jeszcze bardzo krucha. Wiedziałam, że tak będzie, zbyt
mocno się kochacie, by żyć z daleka od siebie, tym bardziej, że jesteście dla
siebie przecież jedyną rodziną – powiedziała, odruchowo zakładając pasmo
jasnych włosów za ucho. – Mam nadzieję, że Laura się tobą zaopiekuje – dodała z
uśmiechem, spoglądając mu odważnie w oczy.
– A
kto zaopiekuje się tobą? – zapytał Christian, na co Lia zmarszczyła brwi i
wysilając się na swobodny ton, nonszalancko wzruszyła ramionami.
–
Przywykłam do tego by samej troszczyć się
o siebie. Tym razem
nie będzie inaczej – powiedziała cicho, zwilżając spierzchnięte wargi językiem.
Drgnęła jednak lekko, kiedy poczuła delikatne muśnięcie ciepłych palców
Christiana na nadgarstku w miejscu, gdzie ułożyła się bransoletka, którą
dostała od niego na urodziny. Powoli przesunął kciukiem po muszli mieniącej się
kolorami i uśmiechnął się lekko.
–
Wiedziałem, że będzie dla ciebie idealna – stwierdził, pochwytując jej
zaszklony wzrok. Przez chwilę siłowali się tak na spojrzenia, aż w końcu to Lia
pierwsza opuściła głowę nie mogąc dłużej powstrzymywać cisnących się do oczu
łez. Christian bez słowa wsunął dłoń pod jej włosy i przygarnął ją do siebie,
przelotnie muskając jej skroń chłodnymi wargami, a potem odsunął się
nieznacznie i oparł się czołem o jej czoło, ujmując jej twarz w obie dłonie i
kciukami delikatnie ścierając słone krople, które strumieniami płynęły jej po
policzkach. Lia oplotła jego nadgarstki drobnymi palcami, za wszelką cenę
starając się zdusić wyrywający jej się z piersi szloch i rozrywający serce ból.
Nigdy nie dopuściła do siebie nikogo tak blisko, by jego strata czy rozstanie
rozsypało ją w drobny mak tak jak to się działo w tej chwili. Zawsze to Nacho
był najbliższym jej człowiekiem, a teraz Christian nadkruszył mury wokół jej
serca i zasiał w nim ziarenko czegoś, czego jeszcze nie rozumiała i czego mimo
wszystko wciąż się bała.
Instynktownie
pogładziła kciukiem wierzch jego dłoni i wstrzymała oddech, kiedy Christian
zbliżył się ostrożnie zmniejszając kilkumilimetrowy dystans między nimi.
Przesunął powoli nosem po jej nosie i zawisł nad jej zapraszająco rozchylonymi
wargami, trwając tak nieskończenie długą chwilę. Żadne z nich jednak nie
odważyło się zrobić tego jednego kroku, który zaważyłby na ich dalszym losie i
każde powstrzymało się z zupełnie innych powodów. W końcu Christian
pochylił się i musnął chłodnymi wargami jej policzek niebezpiecznie blisko ust,
a potem odsunął się nieznacznie, ale tylko na tyle by móc zajrzeć jej w oczy.
–
Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, możesz na mnie liczyć – powiedział
nie odrywając od niej spojrzenia, a w jego zielonych tęczówkach Lia dostrzegła
znajomy ogień i słowa, których nie chciała usłyszeć na głos: „Będę na ciebie czekał”.
Nie
zastanawiała się dłużej, po prostu przylgnęła do Christiana całą sobą i objęła
go mocno, zaciskając drobne palce na jego kurtce. Kiedy Suarez odwzajemnił
uścisk, ciasno oplatając jej drobne ciało silnymi ramionami, a potem wsunął nos
w jej włosy, jedynie oddechem pieszcząc skórę na szyi, Lia wiedziała, że to
pożegnanie jest najtrudniejszym w jej życiu i wraz z wyjazdem z Valle de
Sombras*, zostawi tu część siebie…
______________
* fikcyjne
miasteczko w Meksyku, w okolicach Monterrey
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz