niedziela, 3 kwietnia 2016

Broken Strings: PROLOG



Jak w amoku przeszła przez kolejne korytarze i w końcu, kiedy znalazła się na zewnątrz odetchnęła, mocno zaciągając się wieczornym powietrzem, jak tonący, który z determinacją usiłuje utrzymać się przy życiu. Czuła się naprawdę fatalnie, a ból w sercu był nie do zniesienia. Zdawała sobie sprawę z tego, że jakąkolwiek podejmie decyzję będzie ciężko, ale nie miała pojęcia, że to będzie aż tak dla niej trudne, tym bardziej, że rozum zdawał się wcale nie iść w parze z sercem i tym, co czuła.
Przeczesała włosy palcami obu dłoni i wsparła się plecami o ścianę budynku, stając w miejscu najbardziej oddalonym od wejścia do szkoły. Zrobiła kilka głębokich wdechów, a potem odepchnęła się od muru i podeszła do metalowej barierki przy wjeździe dla niepełnosprawnych. Wsparła na niej przedramiona i splotła dłonie w koszyczek, tępo wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, jakby tam miały być zapisane rozwiązania wszystkich jej problemów, albo jakaś magiczna recepta na wszystko, co się działo w jej życiu. Niestety, nie było żadnej wskazówki, tylko miliony maleńkich świecących punkcików, tak odległych i nieosiągalnych, że patrzenie w nie tylko potęgowało jej smutek.
Przygryzła policzek od wewnątrz i potarła palcami czoło, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Kiedy do jej uszu dobiegł odgłos ciężkich kroków, odwróciła głowę i spojrzała prosto w cudownie zielone oczy Christiana, które okazały się być jej zgubą, choć uparcie się przed tym broniła. Wpatrywał się w nią uważnie, powoli podchodząc bliżej, a Lia nie mogąc znieść jego przenikliwego wzroku, ukryła twarz za kaskadą blond włosów.
– Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie schrypniętym głosem, również opierając przedramiona o balustradę.
Lia wzruszyła ramionami i zagryzła dolną wargę, odruchowo sięgając do zawieszonego na szyi bursztynowego serduszka.
Dostałam propozycję pracy od profesora Sage’a – powiedziała łamiącym się głosem, a kiedy Christian uparcie milczał, czekając na ciąg dalszy jej wypowiedzi, przełknęła gulę, która stanęła jej w gardle i spojrzała przed siebie. – Jutro wyjeżdżam do Mediolanu – dodała tak cicho, że sama ledwie siebie słyszała, a gdy i tym razem nie doczekała się odpowiedzi, spojrzała na Christiana przez ramię, natychmiast tonąc w zielonej głębinie jego błyszczących, a jednocześnie tak bardzo przygaszonych tęczówek, że patrząc w nie poczuła jakby ktoś z każdą mijającą sekundą wbijał jej w serce kolejny sztylet, zostawiając w nim dziurę nie do połatania.
– Na jak długo? – zapytał, przymykając powieki i przecierając oczy palcami.
– Na razie pół roku, a później sama jeszcze nie wiem – przyznała, szybko odwracając wzrok, bo nie była w stanie znieść jego spojrzenia, które znów wyraźnie wyczuwała na sobie.
– To wielka szansa, którą powinnaś wykorzystać. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, bo naprawdę na to zasługujesz, Lia – odezwał się zdławionym głosem, wbijając wzrok w swoje splecione dłonie i za wszelką cenę starając się panować nad sobą, by nie wziąć jej w ramiona i wszelkimi sposobami nie przekonywać, by z nich nie rezygnowała, dała im szansę i być może wyjechała razem z nim, zostawiając za sobą Valle de Sombras i wszystko złe co się z nim wiązało. Pragnął, by mogli zacząć od nowa, razem, ale nie był egoistą. Nie mógł jej o to prosić, ani wymagać od niej, by dla niego porzuciła swoje marzenia i wielką szansę, gdy świat stał przed nią otworem.
– A ty, Christian? Nie zostaniesz tu, prawda? – spytała po długiej chwili milczenia, na co Suarez pokręcił przecząco głową i unikając patrzenia na nią, wlepił wzrok przed siebie.
– W tej chwili nic mnie tu nie trzyma. Wracam do San Antonio, a Laura chce pojechać ze mną – wyjaśnił, a kąciki jego ust uniosły się lekko w smutnym uśmiechu.
– Macie trochę do nadrobienia – odparła Lia, uśmiechając się delikatnie, gdy ich spojrzenia na moment się splotły. – Cieszę się, że odbudowaliście swoje relacje nawet, jeśli ta nić jest jeszcze bardzo krucha. Wiedziałam, że tak będzie, zbyt mocno się kochacie, by żyć z daleka od siebie, tym bardziej, że jesteście dla siebie przecież jedyną rodziną – powiedziała, odruchowo zakładając pasmo jasnych włosów za ucho. – Mam nadzieję, że Laura się tobą zaopiekuje – dodała z uśmiechem, spoglądając mu odważnie w oczy.
– A kto zaopiekuje się tobą? – zapytał Christian, na co Lia zmarszczyła brwi i wysilając się na swobodny ton, nonszalancko wzruszyła ramionami.
– Przywykłam do tego by samej troszczyć się o siebie. Tym razem nie będzie inaczej – powiedziała cicho, zwilżając spierzchnięte wargi językiem. Drgnęła jednak lekko, kiedy poczuła delikatne muśnięcie ciepłych palców Christiana na nadgarstku w miejscu, gdzie ułożyła się bransoletka, którą dostała od niego na urodziny. Powoli przesunął kciukiem po muszli mieniącej się kolorami i uśmiechnął się lekko.
– Wiedziałem, że będzie dla ciebie idealna – stwierdził, pochwytując jej zaszklony wzrok. Przez chwilę siłowali się tak na spojrzenia, aż w końcu to Lia pierwsza opuściła głowę nie mogąc dłużej powstrzymywać cisnących się do oczu łez. Christian bez słowa wsunął dłoń pod jej włosy i przygarnął ją do siebie, przelotnie muskając jej skroń chłodnymi wargami, a potem odsunął się nieznacznie i oparł się czołem o jej czoło, ujmując jej twarz w obie dłonie i kciukami delikatnie ścierając słone krople, które strumieniami płynęły jej po policzkach. Lia oplotła jego nadgarstki drobnymi palcami, za wszelką cenę starając się zdusić wyrywający jej się z piersi szloch i rozrywający serce ból. Nigdy nie dopuściła do siebie nikogo tak blisko, by jego strata czy rozstanie rozsypało ją w drobny mak tak jak to się działo w tej chwili. Zawsze to Nacho był najbliższym jej człowiekiem, a teraz Christian nadkruszył mury wokół jej serca i zasiał w nim ziarenko czegoś, czego jeszcze nie rozumiała i czego mimo wszystko wciąż się bała.
Instynktownie pogładziła kciukiem wierzch jego dłoni i wstrzymała oddech, kiedy Christian zbliżył się ostrożnie zmniejszając kilkumilimetrowy dystans między nimi. Przesunął powoli nosem po jej nosie i zawisł nad jej zapraszająco rozchylonymi wargami, trwając tak nieskończenie długą chwilę. Żadne z nich jednak nie odważyło się zrobić tego jednego kroku, który zaważyłby na ich dalszym losie i każde powstrzymało się z zupełnie innych powodów. W końcu Christian pochylił się i musnął chłodnymi wargami jej policzek niebezpiecznie blisko ust, a potem odsunął się nieznacznie, ale tylko na tyle by móc zajrzeć jej w oczy.
– Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, możesz na mnie liczyć – powiedział nie odrywając od niej spojrzenia, a w jego zielonych tęczówkach Lia dostrzegła znajomy ogień i słowa, których nie chciała usłyszeć na głos: „Będę na ciebie czekał”.
Nie zastanawiała się dłużej, po prostu przylgnęła do Christiana całą sobą i objęła go mocno, zaciskając drobne palce na jego kurtce. Kiedy Suarez odwzajemnił uścisk, ciasno oplatając jej drobne ciało silnymi ramionami, a potem wsunął nos w jej włosy, jedynie oddechem pieszcząc skórę na szyi, Lia wiedziała, że to pożegnanie jest najtrudniejszym w jej życiu i wraz z wyjazdem z Valle de Sombras*, zostawi tu część siebie…


______________
* fikcyjne miasteczko w Meksyku, w okolicach Monterrey

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz